Czy znajdujące się w trudnej sytuacji finansowej Suwałki stać na opłacanie zabiegów in vitro?

Przypomnijmy, że przedsięwzięcie zakłada wydanie przez trzy kolejne lata ponad 480 tys. zł na zorganizowanie takiej usługi dla 60 par.

Tego wydatku broni pomysłodawca programu - radny Kamil Klimek z klubu „Suwałki Przyszłości”.

Zdaję sobie sprawę, że w tym roku miasto boryka się ze znaczącym deficytem i koniecznością  zaciągnięcia kredytu w wysokości 40 mln zł m.in. na wydatki bieżące. Ale remont chodnika lub ulicy nie może się równać z przeznaczaniem pieniędzy na rodzinę i człowieka. To inwestycja, która od zawsze zapewnia najlepsze odsetki. Być może tym komentarzem narażę na krytykę, ale biorę pełną odpowiedzialność za te słowa.

Zupełnie innego zdania jest przewodniczący klubu Prawo i Sprawiedliwość Jacek Juszkiewicz.

Władza przyjęła błędne założenie, że tylko ona zna potrzeby mieszkańców. A przecież suwalczanie chcą np. chodników, dobrych dróg i remontu ulic, a zimą ich odśnieżania. Z ich punktu widzenia właśnie to jest najważniejsze. Dochodzi do tego też podnoszenie w nieskończoność podatku od nieruchomości, z którym to zjawiskiem wciąż mamy do czynienia. Być może posłuży to urzędnikom do sfinansowania tego programu, bo w budżecie miasta pieniądze na ten cel wciąż nie są zagwarantowane. Czego więc mieszkańcy mają się w związku z tym spodziewać? Nowego kredytu, czy obcięcia jakiś inwestycji?

Decyzja w sprawie programu in vitro zapadnie na sesji rady pod koniec marca. Wcześniej władze miasta będą musiały przedstawić źródło jego finansowania.